Justin Gray rozegrał mecz sezonu w PLK. W szlagierowym spotkaniu z Anwielm Włocławek zdobył aż 34 pkt grając przy tym na całkiem dobrej skuteczności: 85 % celnych rzutów za dwa, a także 6 trafionych trójek. Amerykanin nie miał jednak oparcia w kolegach z zespołu i PGE Turów przegrał z mądrze grającym Anwilem 88:80. Na szczegółową relację ze spotkania, z mała aferą kibicowską odsyłam Was na www.zgorzelec.info.
W dzisiejszym wpisie nie skupie się na spotkaniu z włocławianami, lecz na bohaterze tego meczu, wspomnianym wcześniej Justinie Gray'u. Co ciekawe Amerykanin posiada bardzo imponującą, koszykarską przeszłość.
Niegdyś w Stanach Zjednoczonych uznawany był za jednego z najlepszych zawodników na swojej pozycji. Gdy był w szkole średniej przeprowadzono selekcję koszykarzy z całych Stanów. W gronie pięćdziesięciu najlepszych, znalazł się właśnie Gray. Od tamtego czasu zaczął występować w reprezentacji USA (najpierw do lat 19, a następnie 20 i 21). Justin regularnie wychodził w pierwszej piątce, a także był czołowym strzelcem. Na mistrzostwach świata w Argentynie średnio zdobywał 11,4 pkt. Zawodnicy z jakimi przyszło mu grać, to teraz w większości gracze z NBA. Są to min.: J.J Redick, Rajon Rondo, Marcus Williams, Adam Morrison i Chris Paul. Z tym ostatnim wiąże cię całkiem ciekawa historia. Kiedy Gray wieku 16-17 lat, rozegrał znakomity mecz, zdobywając aż 46 pkt, Chris Paul podszedł do niego i poprosił o autograf. Jak sam przyznaje, do dnia dzisiejszego łączy go z Paulem przyjaźń. Co roku, w przerwie pomiędzy sezonami, spotykają się w USA i wraz z innymi graczami NBA trenują i szlifują formę. Mimo wielu prób i starań, Justin nigdy nie zagościł na dłużej w najlepszej lidze świata.
Według mnie w Zgorzelcu jego potencjał nie jest do końca wykorzystany. Władze Turowa przez cały sezon nieudolnie zatrudniały rozgrywających i Gray w dalszym ciągu musi łączyć rolę playmakera i strzelca. Jak sam przyznaje, dla niego nie ma różnicy to, czy gra jako ‘’jedynka’’, czy rzucający obrońca. Gołym okiem widać jednak że z rozgrywaniem nie radzi sobie zbyt dobrze. Gdyby nie to, że w Turowie jest zmuszony do kreowania gry, to jestem pewny że zgorzeleccy kibice częściej oglądaliby strzeleckie popisy Amerykanina.
W wywiadzie z dziennikarzem Gazety Wyborczej- Szczepanem Radzkim, Gray powiedział:
- ,,Jestem usatysfakcjonowany, że gram w Turowie’’. Jeżeli Amerykanin będzie chciał pozostać w przygranicznym mieście, to moim zdaniem władze Turowa powinny dołożyć wszelkich starań i zakontraktować tego zawodnika na następny sezon.
PS: Jest to mój debiutancki post na tym blogu, więc proszę o wyrozumiałość. Bardzo ciekawią mnie Wasze opinie na temat ''Tylko Basket'' Blog. Z czasem będzie pojawiać się coraz więcej wpisów, dotyczących przede wszystkim PGE Turowa, a także polskiego basketu. Pozdrawiam:)
Justin Gray po meczu z Anwilem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz